Przez ciemność do jasności. Moja droga do jasnoczucia.

5/5 - (1 vote)

Przez ciemność do jasności

Moja droga do jasnoczucia

Moje życie przez długi czas przypominało film bez scenariusza. Ujęcia pełne improwizacji i niepewności oraz brak jasnego kierunku. Z ogromną więc radością i równie wielką nadzieją, weszłam na scenę szkoły aktorskiej, która miała nadać nowy kierunek mojemu żywiołowemu „ja”. Tam jednak, zamiast azylu dla spragnionej przygód i wrażeń duszy, zostałam wepchnięta w sam środek dramatu, gdzie toczyła się walka o przetrwanie.

Trzy ważne lata, które miały obfitować w wysokie wibracje, przyniosły mi ciemność bólu i depresji. Bicie, plucie i wyśmiewanie to zaledwie kilka narzędzi, które były wymierzane codziennie w kierunku młodych ludzi, marzących o scenicznej karierze. Każda lekcja była próbą przetrwania, a ja coraz bardziej chowałam się w swoim cieniu. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to właśnie w najgłębszym mroku życiowego dramatu, odnaleźć można najjaśniejsze światło swojego wnętrza.

Doświadczenia aktorskie zniszczyły moją pewność siebie, sprawiając, że nawet najprostsze zadania wydawały się mi nieosiągalne. Po ukończeniu szkoły, błąkałam się bez celu, otoczona uczuciem sponiewierania i bezwartościowości. Nie mogłam odnaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca. Nawet tak prozaiczna praca jak rozdawanie ulotek, wydawała się wówczas poza zasięgiem moich możliwości.

Spotkanie, które uchyliło drzwi i wpuściło światło

Miałam wrażenia, że dosięgnęłam swojego mentalnego oraz duchowego dna i ugrzęzłam w mroku przygnębienia. W poszukiwaniu uzdrowienia, trafiłam do pewnego uzdrowiciela. „Może on mnie z tego wyciągnie i wniesie choć odrobinę ukojenia.” – tłumaczyłam swoją decyzję. Okazało się, że spotkanie z nim zmieniło moje życie w sposób, którego nigdy bym się nie spodziewała.

„Nie jesteś chora, nie przyjechałaś tu po uzdrowienie. Jesteś tu, by poczuć swoją moc!” – usłyszałam. 

Słowa człowieka, którego widziałam pierwszy raz w życiu, stały się echem mojej dalszej przemiany. Były jak klucz, który przekręca zablokowany dotąd zamek i uchyla delikatnie drzwi do innego świata.

Podczas sesji uzdrawiającej czułam, jak przedzieram się przez zakamarki własnego lęku i labirynt negatywnych emocji. Ten człowiek, poza zharmonizowaniem we mnie energii, zrobił jeszcze jedną niezwykłą rzecz – pozwolił mi ujrzeć to, co wydawało się być poza moim zasięgiem i poczuć to, co jawiło się jako niedostępne. W zupełnie zaskakujący dla mnie sposób, obudziła się we mnie wówczas zdolność komunikacji pozawerbalnej. Byłam zdumiona tym, co się wydarzyło. Przed moimi oczami otworzył się zupełnie nowy świat, a właściwie wiele światów! To był ważny przystanek na mojej drogi do jasnoczucia.

Otrzymałam propozycję, by wracać do niego co tydzień, po to, by z jego wsparciem zgłębiać dalsze tajemnice i nauki związane z energią uzdrawiania. Zaskoczenie i szok tamtych wydarzeń zdominowały mnie jednak na tyle, że nie skorzystałam z zaproszenia. Poczułam, że nie jestem na to gotowa. Zapragnęłam najpierw zrozumieć moc swoich potencjałów. Zanurzyłam się w poszerzanie swojej świadomości. Książki, kursy, muzyka wibracyjna, mądrości ludów z różnych krańców świata, medytacje – sięgałam po wszystko, co mogło wzbogacić moją wiedzę i poszerzyć moje postrzeganie.

Wewnętrzna praca

Z dnia na dzień odkrywałam, że prawdziwa moc tkwi w połączeniu ze mną samą, czyli z moim boskim źródłem. Uświadomiłam sobie również, że każda przemiana rozpoczyna się od środka. Nie ma niczego na zewnątrz mnie, poza moją własną projekcją. Skoncentrowałam się więc na wszystkim, co dotyczyło mojego własnego „ja” – moich relacjach, lękach, pragnieniach, oczekiwaniach i potrzebach.

W tej wewnętrznej podróży natrafiłam między innymi na nauki Kahunów, uzdrowicieli z dawnej hawajskiej tradycji znanej jako Huna. Z pasją poznawałam ich filozoficzne fundamenty, które chwilę później stały się moim osobistym kompasem.

W trakcie całego procesu poznawania siebie, w moim wnętrzu wibrowała silna chęć pomagania innym ludziom. Jednakże zdawałam sobie sprawę, że najpierw muszę w pełni uzdrowić siebie.

Powrót do uzdrowiciela

Po roku wróciłam do człowieka, który rozpalił we mnie iskrę ciekawości i co za tym idzie uruchomił zmianę. Byłam mu za to ogromnie wdzięczna. Ku mojemu zaskoczeniu, w progu jego drzwi zastałam jednak zupełnie inną istotę… Było w nim więcej ciemności niż światła. Poczułam to już po jego pierwszych słowach. Był to czas pandemii, który w niejednym człowieku spowodował wewnętrzny konflikt. Jego lęk i uwikłanie w ego były dla mnie dużą przestrogą. Zobaczyłam jak łatwo można się zgubić. Włączyłam więc w sobie ogromną uważność, by nie ulec egotycznym pokusom. Zrozumiałam też, że prawdziwa mądrość nie zawsze kryje się w cudzych słowach, ale w głębi własnego serca.

Klucze do bram

Kolejne ziarno dla wewnętrznych przemian zasiała we mnie szeptunka z Podlasia, która zgodziła się być moim mentorem. Uczestnicząc w jej codziennej praktyce, zobaczyłam jak można ze słów uczynić lekarstwo dla duszy. Szeptami i tzw. kluczami, które mi „wręczyła”, nauczyłam się otwierać i zamykać portale do głębi nas samych.

Miłość najlepszym lekarstwem

Przyglądałam się wielu różnym praktykom i zaglądałam do domów wielu różnych uzdrowicieli. Zgłębiałam ziołolecznictwo, naturoterapię, totalną biologię, pracę z wahadełkiem oraz hipnozę. Te nauki otworzyły mi oczy na jeszcze szersze spektrum potencjalnych możliwości uzdrawiania. Nieustannie pogłębiałam swoją ciekawość, a każdy wolny weekend stawał się wypełnionym po brzegi fascynującym warsztatem, szkoleniem lub spotkaniem. Dzisiaj wiem, że to wszystko wydarzyło się po to, by na samym końcu zrozumieć, że prawdziwe uzdrawianie zaczyna się od miłości. To fundament każdej praktyki uzdrawiania. Miłość w sercu i czysta intencja jest kluczem do wszelkich cudów! 

Pierwsze uzdrowienie

Gdy zaczynałam swoje pierwsze praktyki uzdrawiania, otoczenie, szczególnie to najbliższe, patrzyło na mnie z niedowierzaniem. Trudno im było przyjąć moją przemianę. Ja jednak wiedziałam, że jestem na właściwej ścieżce i ludzkie powątpiewanie nie było w stanie spowodować, bym z tej drogi zeszła.

Moim pierwszym wyzwaniem było maleńkie dziecko, które przyszło na świat z dysplazją bioder. Akt jego pełnego uleczenie, potwierdzony także medycznie, był dla mnie pierwszym znaczącym dowodem na to, że moja praca ma wartość i sens.

Mam taką moc, jaką mam świadomość

Zrozumiałam, że praca uzdrowiciela to nieustanna praca nad sobą. Bo uzdrowiciel ma dokładnie taką moc, jaką ma świadomość, a im większa moja świadomość, tym silniejsze pole oddziaływania na innych.

Dzisiaj rozumiem też, że jasnowidzenie to nie tylko dar, ale przede wszystkim droga. Droga, która zaczyna się w sercu i nie ma swojego końca… To podróż, na której każdy krok jest równie ważny jak cel. I choć nie zawsze wiem, dokąd zmierzam, ufam, że światło, które noszę w sobie, prowadzi mnie tam, gdzie trzeba.

Podróże Duszy

Odbyłam też wiele różnych podróży, które były dla mnie niezwykłą okazją do kolejnych odkryć. Moja ostatnia wyprawa do Kolumbii pozwoliła mi zgłębić tamtejszą medycynę serca i ducha. Rozmowy z szamanami, uczestnictwo w rytuałach, zrozumienie mocy połączenia z naturą i źródłem – to tylko niektóre z wydarzeń, które wzbogaciły mój osobisty warsztat. To tam, w tańcu księżyca, spotkałam swoje niezauważone dotąd i zepchnięte na margines cienie i lęki.

Ścieżka Serca

Idę ścieżką serca, nie trendu. Moja droga to nie tylko praca, to sposób życia. Nie szukam potwierdzeń dla swojej sprawczości, bo wiem bez wątpienia, że mam moc pomagania. Mam też głęboką świadomość, że uzdrowienie płynie przeze mnie, a ja jedynie wyrażam chęć dzielenia się tą niezwykłą energią.

Uzdrawiam zarówno ciało, jak i ducha, choć ludzie coraz częściej przychodzą do mnie nie tylko w poszukiwaniu uleczenia, ale także w poszukiwaniu spokoju, który naturalnie rodzi się w mojej obecności. 

Dziś, po wielu latach pracy nad sobą, posiadam wiedzę i umiejętności, którymi mogę służyć innym. Jestem gotowa dzielić się moim światłem i rozjaśniać w innych wszelką ciemność.

Moja podróż do jasnowidzenia to nie tylko historia o uzdrawianiu. To opowieść o miłości, która jest najpotężniejszym lekarstwem. I choć droga ta jest nieustannym odkrywaniem, to każdy krok prowadzi mnie bliżej do serca świata i serca innych.

Jestem mostem między światłem a mrokiem, między ziemią a niebem, między ciałem a duszą. I w tej harmonii, w tym połączeniu, znajduję prawdziwą moc.

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Izabela Jarosińska portret

o mnie

Jestem terapeutką holistyczną i uzdrowicielką medycyny energetyczno – informacyjnej.

pobierz bezpłatnie

Bajka o Mocy

Bliżej niż ci się wydaje, choć dalej niż myślisz. W krainie soczystych traw, złocistych mniszków i wiecznie kwitnących magnolii. Tam, gdzie grzbiety ziemi sięgają chmur, a czubki drzew kąpią się w promieniach słońca. Pośród mchu miękkiego jak gołębi puch i skał twardych jak stuletnie orzechy, znajdowała się wioska pełna skrzydlatych ludzi zwanych Aviarami…